Chutney śliwkowy na czerwonym winie
Śliwki to jedne z owoców, które lubię tylko po obróbce cieplnej. Świeże jem bardzo rzadko, jakoś w ogóle mnie do nich nie ciągnie. Ale już wrzucone do ciasta, ukryte pod chrupiącą kruszonką owsianego crumble czy w formie rozpływających się w ustach powideł – o tak! Tym razem zrobiłam je w wersji słonej – zapraszam Was na chutney śliwkowy na czerwonym winie. W mojej wersji – jak zawsze – bez cukru. Bo po co komu cukier do śliwek?
Co to jest chutney?
Ten chutney śliwkowy użyłam jako dodatek do pysznych burgerów dyniowych, którymi niedługo się z Wami podzielę. Kiedy poczęstowałam nimi moją siostrę i spytała, co jest w środku po mojej odpowiedzi zrobiła zdziwioną minę i zapytała tylko „A co to jest ten czatnej?”. To nic innego jak gęsty sos, który wywodzi się z kuchni indyjskiej – więc najczęściej przygotowywany jest z dodatkiem korzennych przypraw. Ten chutney ze śliwek i czerwonej cebuli, sprawdzi się świetnie jako dodatek do serów, wędlin albo mięs na grilla. Będzie super do potraw mięsnych i wegetariańskich, dodając im wyjątkowego smaku – zwłaszcza na zimę, bo jest bardzo rozgrzewający, tym bardziej, że możecie dodać więcej chilli i zrobić go naprawdę na ostro. Można go też użyć właśnie jako sos do kanapek, burgerów czy też dressing do sałatek. Inną opcją jest wyjadanie go łyżką z miseczki – tak też smakuje bosko!
Chutney śliwkowy na czerwonym winie – przepis
Składniki:
2 średnie czerwone cebule
1 cm świeżego, obranego i posiekanego imbiru
1/2 łyżeczki cynamonu i mielonej kolendry
550 g śliwek, pokrojonych na 16 cząstek
1/3 szkl czerwonego wina
1 cm świeżej chilli
2 łyżki octu balsamicznego
1 łyżka soku z cytryny
1 łyżeczka tymianku, pieprz
Przygotowanie:
Cebule obieramy i siekamy w kostkę. Na głębokiej patelni ( ja używam tej) lub w rondlu rozgrzewamy masło klarowane albo olej i podsmażamy chwilę cebulę. Dodajemy posiekany imbir, chilli, cynamon i kolendrę. Po 2 minutach dodajemy śliwki. Gotujemy na średnim ogniu 5 minut, dolać wino i gotować jeszcze około 30 minut, aż sos zgęstnieje. Dolewamy balsamico, soku z cytryny i pieprzu. Podajemy od razu lub pasteryzujemy.
Jak zrobiłam to zdjęcie? Czyli kilka słów o stylizacji potrawy
Pewnie niektórzy z Was zauważyli, że od ostatniego wpisu staram się dodawać na końcu każdego przepisu krótki opis stylizacji zdjęcia. Widzę, że część z Was to doceniła, więc zamierzam to kontynuować.
To zdjęcie było w sumie wyczynem, bo było robione niemal po ciemku – była już 19:00 i praktycznie żadnego promienia słonecznego, a nie używałam żadnego sztucznego oświetlenia. Autofokus nic nie widział. Wszystko robiłam na manualnym ustawianiu ostrości. Najpierw zapaliłam lampkę i ustawiłam wszystko. Wybrałam prostą i szybką stylizację, żeby złapać jeszcze jakieś minimalne oświetlenie.
Użyłam własnoręcznie zrobionego czarnego tła i kawałka materiału kupionego w IKEI na metry. Sos umieściłam w czarnym małym naczyniu do zapiekania, które kupiłam za całe 1 zł na targu staroci. Do tego łyżeczka zabrana z rodzinnego domu. Dodałam jeszcze kilka rozrzuconych śliwek. I tyle.
Przy zapalonym świetle ustawiłam manualnie ostrość, wybrałam tryb samowyzwalacza, z uwagi na bardzo długi czas naświetlania. Wtedy zgasiłam światło i przycisnęłam spust migawki. Ustawienia to: ISO 400, f/2.0, 2,5 s.
Mój sprzęt: Nikon D5200, obiektyw Nikkor 50 mm f / 1.8 i Statyw Benro.
Obróbka zrobiła resztę. Zwiększyłam trochę ekspozycję, dodałam cienie i lekka winietę. Potem za pomocą filtra radialnego (radial filter) rozjaśniłam nieco sama potrawę. Podciągnęłam też odrobinę kolory niebieski i czerwony i ochłodziłam tonację. Zdjęcie obrabiałam W Lightroom CC.