Mam ambiwalentne uczucia, jeżeli chodzi o Madryt. Z jednej strony, spędziłam tam cudowny czas. Przechadzałam się po mieście w towarzystwie moich dwóch najlepszych przyjaciółek, wśród nieustannych plotek i śmiechów, pijąc orzeźwiającą sangrię i delektując się wyśmienitymi tapas. Jednak z drugiej strony – miasto samo w sobie mnie nie zachwyciło. Tak – jest imponujące, pełne wspaniałych miejsc i niesamowitych budynków, ale jednak… brakowało mi tego wyjątkowego czegoś, co znalazłam w Paryżu, Pradze czy Barcelonie.
Nie zrozumcie mnie źle – w Madrycie można znaleźć naprawdę doskonałe miejsca, które z radością odwiedziłam. Przepiękny Park Retiro z malutkimi łódeczkami unoszącymi się na wodzie jeziora położonego wśród drzew, czy starsze części miasta z wąskimi uliczkami (nawet nie będę próbowała ukrywać mojego uzależnienia). Uwielbiam kawiarnie i bary pochowane w każdym zakątku miasta i wciąż pamiętam wieczory spędzone przez Pałacem Royal czy w okolicach świątyni Debod pełne dobrego wina i wspaniałych rozmów.
Bez wątpienia Madryt jest imponujący. Naprawdę jest. Majestatyczne, ogromne budynki są na każdym kroku. I dlatego pierwsze słowo, które przyszło mi na myśl, kiedy przemierzałam ulice tego miasta to „masywne”. Skwar płynący z nieba zdawał się doskonale do tego pasować, pokrywając ulice jasnym światłem, stwarzając duszną, ciężką atmosferę. Muzea, Pałac Royal, Gran Via pełna ogromnych sklepów, ludzie przechodzący wśród gorąca, niesamowicie zatłoczeni, turyści na każdym kroku…i właśnie to nie do końca to, co lubię.
Dla przykładu – o ile Plaza Mayor mi bez wątpienia zaimponowało, to szczerze mówiąc, dużo bardziej wolę rynek we Wrocławiu. Tutaj, ten pusty plac otoczony masywnymi ścianami i kawiarniami nie wyglądał dla mnie jak rynek z prawdziwego zdarzenia. Nie zachwyciło mnie również Puerta del Sol. Dla mnie jest zbyt turystyczne, zbyt puste w środku, zbyt przepełnione sklepami i pełne nielegalnych imigrantów sprzedających podróbki torebek znanych projektantów.



Pomiędzy mną a Madrytem zabrakło chemii, tej iskry. Polubiliśmy się, ale – no, wiecie – nic z tego nie będzie. Prawdopodobnie pokochasz Madryt dużo bardziej, jeżeli lubisz sztukę, bo miasto jest przepełnione muzeami. Osobiście nie jestem fanką patrzenia na obrazy na ścianie – wolę podziwiać architekturę i zanurzyć się w klimat miasta, próbując zgubić się wśród nieznanych alejek, zmęczyć się niesamowicie spacerowaniem i relaksować się przy lampce dobrego czerwonego wina w jakimś fantastycznym ukrytym miejscu. Może muszę dać Madrytowi jeszcze jedną szansę, żeby to wszystko zrobić – spędziłam w nim tylko 3 dni i nie miałam możliwości zmęczenia stóp tak bardzo, jak bym chciała.


A Wy odwiedziliście Madryt?
Jakie sa Wasze odczucia? Miłość, nienawiść? Chętnie poznam Wasz punkt widzenia!