Manaslu circuit trekk- Himalaje, Nepal
„Jeźdzmy w Himalaje!” – powiedział do mnie kiedyś Wojtek, a ja na to, że w sumie spoko, czemu nie. Rok później namówilismy naszą znajomą, która w Nepalu była już kilka razy na wspólny wyjazd na trekking, którego jeszcze nie robiła. Dołączyły do nas jeszcze 2 znajome i oto jesteśmy – Wojtek i jego harem w Himalajach, zrobiliśmy cudowny Manaslu circuit trekk i o nim wam dzisiaj trochę opowiem. Na początku zdradzę od razu, że tak, po milionkroć warto! To najpiękniejsze widoki świata, cudowni ludzie, świetne jedzenie i niezapomniane doświadczenie.
Manaslu circuit trekk – kwestie organizacyjne
Zacznijmy od podstaw – czyli kwestii organizacyjnych, bo to Ciebie pewnie interesuje najbardziej. Po pierwsze – musisz mieć przewodnika. Na ten szlak nie da się pójść samemu i tak, są budki, w których to sprawdzają, przewodnik (lub agencja) szybciej też ogarnie Ci permit, który też jest tutaj niezbędny. Jako, że nasza znajoma miała w Nepalu zaprzyjaźnioną agencję, którą ogromnie polecamy – Mountain Sun Valley. Rajendra dobrał nam świetnego przewodnika, zorganizował porterów (tragarzy) do noszenia naszych większych bagaży, rozpisał cały plan i zorganizował transport na start i z mety. Na 5 osób mieliśmy 3 porterów. Porterzy nie są obowiązkowi, ale warto – po pierwsze, noszenie 20 kg plecaka przez 10 dni w Himalajach może być dla niektórych trudne, po drugie – dajemy im pracę i zarobek.
Trekking trwał 12 dni, w tym 10 dni samego chodzenia i 2 dni jazdy jeepem po górskich wertepach. Spaliśmy w cudownych teahouse’ach – takich naszych schroniskach. W każdym mieliśmy z Wojtkiem swój pokój, w tym 2 łóżka z zaskakująco wygodnymi materacami i czasami stolikiem, w każdym było światło i prąd (oprócz jednego). W każdym była toaleta (turecka), zwykle w tym samym pomieszczeniu był kranik z zimną wodą, w większości była możliwość zapłacenia 300-500 rupii za gorący prysznic (który gorący był lub bywał). W każdym było też pyszne jedzenie!
Kierowca odebrał nas z naszego noclegu w Kathmandu i zawiódł do pierwszego miejsca noclegowego. Rano porterzy spakowali nasze duże bagaże (najlepiej spakować je w duffel baga) i poszli przodem, a my zaczęliśmy wędrować z mniejszymi plecakami.
A co spakować? Jeżeli Was to interesuje, dajcie znać w komentarzach, a przygotuję osobny wpis z listą sprzętu.
Ile to kosztuje?
Cały trekking (w cenie także noclegi w tzw. teahouseach) plus transport do Pokhary i 2 noclegi w Pokharze kosztowały nas 800 USD od osoby.
Do tego należy doliczyć wyżywienie w teahouse’ach – za kolację i śniadanie z herbatami plus czasami ciepły prysznic płaciliśmy około 2000-3000 rupii od osoby (niecałe 100 zł). Im wyżej, tym drożej (w Kathmandu raz zjedliśmy obiad dla 5 osób z napojami za który zapłaciliśmy za 5 osób, ile tutaj za jedną ;).
Wody nie kupowaliśmy, korzystaliśmy z filtra, co Wam też ogromnie polecam, na trasie jest już wystarczająco dużo śmieci, a ludzie w wioskach nie mają mozliwości wywozu ich po prostu na śmietniska i dość często są po prostu zrzucane do kanionów.
Kiedy jechać?
Najlepiej wiosną lub jesienią, czyli marzec/kwiecień albo – tak, jak my – październik/listopad. Wtedy jest już po porze monsunowej i mamy szansę na suchą, piękną pogodę – my z pogodą trafiliśmy doskonale! Mieliśmy cały czas słońce i bezchmurne niebo. Ale skutki monsunu było widać – uszkodzone drogi, zabłocona roślinność przy drogach, oberwane mosty itd.
Podczas tego trekkingu doświadczycie 4 pór roku – zaczniecie wiosną, będziecie potem umierać z gorąca w letnich krajobrazach, po to, żeby nagle wejść w krainę pieknej, polskiej, złotej jesieni, a przy przełęczy powitać krainę śniegu. Także szykujcie się na wszystko!
Trasa Manaslu circuit trekk
Trasę Manaslu ciruit trekk można zrobić w 10-16 dni, w zależności od możliwości grupy, jej sprawności i tego, czy chcemy ją poszerzyć o Tsum valley (my tym razem tego nie robiliśmy). Nasza zajęła 10 dni samego chodzenia. Jak wyglądała?
- Maccha Kola (930m) do Jagat (1340m), 7,5 h
- Jagat do Pewa (1750m), 7,5 h
- Pewa do Namrung (2650m), 7 h
- Namrung do Shyala (3512m), 7 h
- Shyala do Samagaun (3530m) przez Pungyen Gompa (4066m) – aklimatyzacja, 5,5 h
- Nocleg w Samagaun i wycieczka do Manaslu Base camp (4800m) – aklimatyzacja, 8 h
- Samagaun do Samdo (3690m), 5 h
- Samdo do Dharmasala (4460 m), 4 h
- Dharmasala do Bhimtang (3720m) przez Larke pass (5106 m.n.p.m.) z najwyższym punktem nieopodal (nieoznaczony, nieco ponad 5100 m), 9h
- Bhimtang (3720m) do Tilcho (2300m), 6 h
Część miejsc noclegowych może być zmienna, na trasie mijamy sporo innych wiosek, w których część ludzi zatrzymuje się na nocleg.
Na trasie ogromnie ważna jest aklimatyzacja – wchodzimy naprawde wysoko, dlatego trzeba to robić powoli, aby uniknąć choroby wysokościowej. Stąd też na liście powyżej znajdziecie 2 wyjścia aklimatyzacyjne i kilka krótszych wyjść. Zasada jest wtedy taka, że wchodzimy wyżej, śpimy niżej, żeby organizm miał prawo przygotować się do tej wysokości. Absolutnie nie wolno tego przyspieszać i trzeba słuchać swojego organizmu! Nas spotkał tylko ból głowy, wszyscy czuliśmy ciężkośc nóg, chodzi się na tych wysokościach już ciężej, jakbyśmy mieli dodatkowy kilkudziesięciokilogramowy bagaż, oddech jest płytszy. Dlatego warto też do takiej wyprawy przygotować się nie tylko fizycznie, ale i oddechowo.
Czego się spodziewać po Manaslu circuit trekk?
Przede wszystkim różnorodności! Zaczynamy wiosną/latem w krótkich spodenkach, pocąc się z gorąca, potem nagle wchodzimy w piękną, himalajską, złota jesień, a w punkcie kulminacyjnym jesteśmy w samym sercu zimy. Dlatego też trzeba się spakować na każdą możliwą porę roku i wziąć ciepły śpiwór. Mijamy całe mnóstwo wodospadów, kolorowe wioski, mnóstwo mułów, kóz, bezdomnych psów, a na wyższych partiach także jaki. No i cudowne, cudowne krajobrazy!
Czy jest tu mniej ludzi niż na innych trasach? Tak i nie. Na pewno jest mniej popularny niż Everest Base Camp, ale na pewno bardziej niż chociażby Mustang czy trekking do bazy pod Kanczendzongą (który wymaga wzięcia około miesiąca urlopu). My mieliśmy trochę pecha, bo część dróg na inne trekki była uszkodzona po powodzi, a na dodatek loty do Luki (skąd zaczyna się dużo innych trekków) były zawieszone ze względu na złą pogodę. I ludzi skierowano właśnie na Manaslu circuit trekk – przez co było ich naprawdę sporo. Nie ma tutaj za bardzo chillowania samemu bez innych osób. Ale nie ma też takiego tłoku, jak chociażby w Tatrach.
Czy jest trudno? I tak, i nie. Trudnością jest długość i wysokość, nie ma tu za bardzo trudności technicznych – chociaż dla osób z lękiem wysokości wiszące mosty i szlaki na dość ekspozycyjnych skarpach mogą być wyzwaniem. Wysokośc zdobywamy powoli, dzięki czemu raczej nie grozi nam choroba wysokościowa, ale warto się obserwować, bo każdy ma inaczej. U nas w grupie kilka osób miało tylko ból głowy i tyle (pomijając to, że 3/5 grupy się przeziębiła 😉 ). Wysokość jednak zdecydowanie się odczuwa w trudzie podchodzenia, gdzie w pewnym momencie każdy krok staje się cieższy i cięższy. Wejście na Manaslu base camp było jednym z bardziej wymagającyh w moim życiu.
Zejścia i wejścia bywają strome i przy deszczy mogłoby być wymagające przy schodzeniu (błoto, ślisko), my na szczęście mieliśmy cały czas sucho, ale zdarzały się wymagające strome fragmenty. Nigdzie jednak nie trzeba było używać rąk.
Ludzie
Na trekku spotkacie cudownych ludzi, którzy są tak samo zainteresowani Wami, jak Wy nimi. Chętnie pozują do zdjęć, uśmiechają się, zagadują. Mijają nas też wciąz niesamowici porterzy, którzy targają na czołach 20-30 kg, czasami chodząc w laczkach. Oraz mieszkańcy wiosek, którzy tak samo niosą np. drwo na opał. Możemy rozmawiać z mieszkańcami o ich życiu, z mnichami, z dziećmi, dla których warto wziąć jakieś kolorowanki albo balony (nie słodycze i nigdy nie dawać niczego tym, które o to żebrają). No i tutaj, dla nas, najważniejsi byli nasi „chłopcy” – nasz cudowny przewodnik Sherpa Dendi i porterzy, jego synowie młodzi Kammi, Kaji i Jigme. Do tej pory za nimi tęsknimy.
Duchowość
Szykujcie się też na sporą dozę duchowości – wszędzie mijamy stupy (kapliczki buddyjskie), bramy podlitewne i gompy, wszędzie wiszą chorągiewki modlitewne (ich kolory oznaczają żywioły ziemi), gdzieniegdzie zachodzimy do świątyń, w palą się świece i kadzidła, spacerują mnisi. Jest to absolutnie cudowne doświadczenie nie tylko fizyczne, ale i duchowe.
Podczas tego trekku odwiedzicie m.in. Pungyen Gompa – najwyżej położoną (4066m.) świątynie w tym regionie. Cudowna gompa, z której powiewają chorągiewki, a wokół której królują oblodzone 6-8 tysięczniki. Niesamowite doświadczenie.
Wodospady i mostki
Na każdym kroku tego trekku będziecie mijać ogromne, cudowne wodospady – to jedna z rzeczy, która zaskoczyła mnie tu najbardziej. Jakoś nie kojarzyłam Himalajów z wodospadami, a są one absolutnie wszędzie.
Szykujcie się też na przekraczanie słynnych wiszących mostów, które czasami mają całkiem sporo metrów. To może być trudny szlak dla osób z lękiem wysokości 🙂 Pierwsze wejście na telepiący się most budzi trochę adrenaliny, ale po jakimś czasie, zwłaszcza, kiedy widzimy, ile mułów z butlami gazowymi naraz się nimi przemieszcza – jest już tylko przyjemnie.
Zwierzęta
Na trasie będziecie mijać nieskończoną ilośc zwierząt – muły, konie, krowy, kozy, kaczuszki, psy, a nawet małpy no i oczywiście jaki. Te ostatnie zobaczycie już na wyższych wysokościach – ogromne i majestatyczne. Co ciekawe, kupy jaków świetnie się tutaj wykorzystuje. Suszy się je i używa jako opału.
Jej wysokość MANASLU
Oczywiście jak na Manaslu circuit trekk przez większość czasu podziwiamy majestatyczną, cudowną górę Manaslu o wysokości 8163 m. Jest przepiękna, cała aż się lśni i ma charakterystyczny ząbek. Pierwszy moment, kiedy ją widzimy jest niesamowicie wzruszający.
Góry
Generlnie przez cały trekking widzimy cudowne krajobrazy. Skrót wszystkiego, co widzieliśmy możecie obejrzeć na tym filmie na moim Instagramie, a poniżej wrzucam galerię. Góry są tak nieziemnskie i ogromne, że trzeba zadzierać głowę, żeby je zobaczyć! Do tego jeziora, strumyki, rzeki. Sami zobaczcie na kilka widoków.
Manaslu base camp
Jednym z najpiękniejszy dla mnie dni był trekking aklimatyzacyjny do Manaslu Base Camp. To trudny trekk, ok. 1300 m podejść i zejść i pierwsze spotkanie z wysokością 4900m! Ostatnie kroki są coraz cięższe, idzie się trudno, powoli. Ale widoki, widoko zapierają dech! Cały czas z jednej strony mijami cudowne polodowcowe jezioro, a wokół piękne 7-8 tysięczniki. Co chwila słyszymy opadając w oddali ogromne lawiny śniezne i kamienne. I ciągle spogląda na nas cudowna Manaslu.
Larke Pass
Larke Pass to punkt kulminacyjny całego trekkingu. Najwyższy jego punkt, czyli przełęcz o wysokości 5106m. Startujemy z Dharmasala, gdzie śpimy w kontenerach albo w namiotach. Wstajemy o 3 w nocy, pijemy herbatę i idziemy jak mrówki w górę, krok po kroku, jeden za drugim – bo wszystkie grupy ruszają o tej porze. Jest zimno, ciężko i źle. Do momentu, kiedy wstaje słońce i podziwiamy wschód słońca nad jeziorem, które mijamy. A chwilę potem jesteśmy w krainie Narnii, wokół śnieg i lodowce, skrzące sie góry. Na szczycie mnóstwo modlitewnmych chorągiewek, celebracyjna kawa lub herbata i strome, bardzo strome i wyczerpujące zejście. Do noclegu docieramy okropnie zmęczeni, ale przeszczęśliwi.
Co jeszcze trzeba wiedzieć o Manaslu circuit trekk?
Trzeba pamiętać o tym, że pomimo braku trudności technicznych, nie jest to szlak dla wszystkich. Idziemy 10 dni, non – stop. Mamy do czynienia z wysokościami, które utrudniają oddychanie i każdy reaguje na nie inaczej. Niektóre fragmentu trasy są wymagające – strome, z mocną ekspozycją. To, że nie jest to szlak trudny technicznie, nie oznacza, że nie jest trudny. Bo jest wymagający. Jezeli jednak chodzicie regularnie po górach, zwłaszcza tych wysokich, nie powinniście mieć z nim problemów.
Koniecznie spakujcie ze sobą dobrze wyposażoną apetczkę – z plastrami, opatrunkami, lekami na przeziębienie (u nas 3/5 ekipy była chora), lekami na chorobę wysokościową, lekami na zatrucia. Bez apteczki nawet nie próbujcie się tam wybierać, bo na szlaku żadnych leków nie kupicie.
Zwykle jest mniej oblegany niż Annapurmna Circuit czy Mount Everest Base Camp, jest niezwykle zróżnicowany i daje możliwośc zobaczenia jeszcze tradycyjnych wiosek górskich i obcowania z lokalną społecznością. Jest to w nim absolutnie fantastyczne.
No i jedzenie! Jedzenie na szlaku jest absolutnie fantastyczne, ale o tym przygotuję odrębny post!